HISTORIA. KAWĘCZYN. Getto ,,Czachulec”
,,Jeden ze świadków wspominał, że zamieszkujący Czachulec Stary rolnicy niemieccy sprzedawali Żydom wieprzowinę. Zeznanie to może szokować. Żydzi przecież nie jedzą wieprzowiny z powodów religijnych. Jednak musimy pamiętać, że głód tworzył nowe prawa. Najważniejsze z nich brzmiało: Przeżyć!” – pisze Paweł Janicki w artykule o getcie ,,Czachulec”, które w 1941 roku hitlerowcy zorganizowali na obszarze ponad 1 700 hektarów, na terenie obecnej gminy Kawęczyn. Funkcjonowało ono do 1942 roku. Prawdopodobne granice getta „Czachulec”
—————————————————————
Zapomniane Heidemühle w Czachulcu Nowym
O żydowskich gettach wiemy dużo. Uczymy o nich na lekcjach historii. Czy jednak naprawdę wszystkie były do siebie podobne?
Getto w Turku istniało do 20 października 1941 roku1. Jako takie niczym się nie różniło od 400 podobnych, które istniały na terenie okupowanej Polski. Zgromadzonych tam Żydów przeniesiono do getta wiejskiego Heidemühle w gminie Kowale Pańskie, które od centralnie położonej wsi nazwane zostało „Czachulec”. Wspomniana wieś (dokładniej: Czachulec Nowy) administracyjnie należała do gminy Kowale Pańskie. Nazwa Heidemühle, która oznacza młyn na wrzosowisku związana jest z wiatrakiem należącym do Galewskich, który znajdował się na terenie getta.
Trudno jednoznacznie powiedzieć, dlaczego wybrano właśnie ten teren. Prawdopodobnie przeważyły względy ekonomiczne, gdyż hitlerowcy czynili wszystko, by koszty eksterminacji Żydów zminimalizować. Od listopada 1941 roku rozpoczęto organizację obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem, do którego droga była znacznie krótsza niż do getta łódzkiego.
Do getta „Czachulec” Żydzi z Turku przewiezieni zostali wynajętymi od polskich rolników furmankami – takimi, jakich używano do wywozu obornika.
Wynajęcie furmanki kosztowało 12 marek2. Biedniejsi szli piechotą.
Ponieważ pozwolono zabrać bagaże – zabierali to, co mogło pomieścić się na chłopskiej furmance. W większości były to podstawowe meble – jednak przewożono również całe rzemieślnicze warsztaty oraz tekstylia, które udało się ukryć przed Niemcami w Turku.
Całkowity obszar getta „Czachulec” wynosił 1711 ha i obejmował 18 wsi (8 gromad). Do wspomnianych wsi oraz przysiółków należały: Młodzianów, Czachulec Nowy, Młyny Miłaczewskie, Chuby, Nowy Świat, Żabiniec (czyli Kolonia Marcjanów A), Bielawki, Józefina, Niedźwiady, Leśnictwo, Dzierżbotki, Dzierżbotki–Cegielnia, Pacht, część Marcjanowa, Karolew, Borki, Radunek oraz Kolonia Marcjanów B.
Jesienią 1941 roku z terenów tych przesiedlono polskich rolników. Większość z nich rozlokowana została po rodzinach chłopskich zamieszkujących wioski otaczające teren getta. Część z nich przygarnęli krewni. Wysiedleńcy mogli zabrać ze sobą wszystkie sprzęty znajdujące się w gospodarstwie: My żeśmy zostali wygnani. Poszliśmy do Skowronka na Porębie. To było na jesień. Miałam wtedy 13 lat. Ale dużo nie pamiętam, bo zaraz po miesiącu zabrali mnie do Niemiec. Tam u takiego dziedzica robiłam w gospodarstwie. W naszym domu były 3 żydowskie rodziny. Mieliśmy 2 mieszkania, a w środku była kuchnia. To w tym każdym mieszkaniu była jedna rodzina. Życie Żydzi musieli kupować od Polaków. Wszystko musieli kupić. Niemcy im nic nie dali. Żydzi mieli pieniądze. Mieli dużo złota, to kupowali. Tu ludzie byli biedni. Na tych wsiach to same piachy były! To ludzie chcieli zarobić! Tu u nas była granica. Tu się to getto kończyło. Tu gdzie my mieszkamy, to już była ostatnia rodzina, którą wysiedlili.
Ponieważ stosunkowo rozległy obszar getta uniemożliwiał zbudowanie jednolitego ogrodzenia, Niemcy ograniczyli się do zaznaczenia jego granic drewnianymi słupami wkopywanymi co kilkadziesiąt metrów. Zostały one pomalowane na biało3. Dla utrzymania porządku na terenie getta powołano Radę Starszych, czyli Altestenrat. Na jej czele stanął Herszel Zimnawoda, a jego zastępcami został Mordechai Bukowski.
Niemcy powołali również Służbę Porządkową, czyli nieuzbrojoną formację policyjną zwaną potocznie Policją Żydowską. Jej zadaniem było utrzymanie porządku i bezpieczeństwa w getcie. Udało się ustalić, iż w jej skład wchodziło 20 mężczyzn4. Dowódcą tej formacji został Mordechei Strykowski. Członkami tej formacji byli ochotnicy. Spośród wszystkich „policjantów” jedynie dwóch było ewidentnie złych. Byli to Erlich i Trzaska z Turku. Ocalały z getta Żyd Jakubowicz mówi o nich wprost: .Mieliśmy też swoich 20 żydowskich Lagerdienstów. Byli oni odpowiedzialni przed Niemcami za to, co działo się w lagrze. Najgorsi z nich byli: Erlich i Trzaska z Turku5. Rada Starszych oraz Służba Porządkowa podlegała ścisłemu nadzorowi władzy gminnej w Kowalach Pańskich, której przewodniczył Niemiec Wiltzke. Teren getta kontrolowała za pomocą konnych patroli policja konna – Schutzpolizei Schupo - z Tokar, która miała pod tym względem nader szerokie uprawnienia. Mogła na przykład strzelać bez ostrzeżenia do każdego Żyda przyłapanego na próbie przekroczenia granic getta. Komendantem powiatowym „Schupo” był Kurt Abramowski.
Stosunek lokalnej ludności polskiej do jego mieszkańców nie był jednoznaczny. Nastroje były różne. Część społeczeństwa współczuła Żydom i starała się im w miarę swych możliwości pomóc. Inni okazywali niechęć lub wręcz wrogość. Byli również i tacy, którzy starali się wykorzystać nadarzającą się okazję do wzbogacenia się na handlu z mieszkańcami getta. Trudno obecnie o udzielenie jednoznacznej odpowiedzi, co było powodem takiej polaryzacji zachowań. Być może wpłynęła na to sytuacja materialna okolicznej ludności. Społeczność lokalna była biedna.
W tej sytuacji, utworzenie żydowskiego getta dało możliwość polepszenia warunków materialnych okolicznej ludności. Żydzi mieli nie tyko pieniądze, ale i dobra materialne. Przedwojenny Turek był miastem włókienniczym. Z nastaniem wojny władze niemieckie dobra materialne rekwirowali. Jednak część zapasów magazynowych udało się przechować. Do getta przetransportowano więc ukryte przed okupantem całe bele materiałów. Dla polskiej ludności był to towar deficytowy. Żydzi z kolei zostali przetransportowani w obce dla siebie środowisko. Nie umieli pracować na roli. Dopiero wiosną nieliczni próbowali zakładać przydomowe ogródki. Wiadomo, że zrobiono wówczas powszechną zbiórkę pieniędzy, za które zakupiono od chłopów ziemniaki do sadzenia oraz najbardziej podstawowe narzędzia rolnicze: szpadle, motyki, widły, grabie. Zdobycie żywności stało się celem nadrzędnym. Mieszkańcy getta kartek żywnościowych nie mieli. Otrzymali jedynie trochę mąki i kaszy. Magazyn żywności znajdował się w Kowalach-Cegielni. Jej rozdziałem zajmował się Moris Francus6. Poważne problemy żywnościowe pojawiły się już po kilku tygodniach pobytu – wraz z nastaniem zimy 1941. Ocenia się, że dzienna racja żywności nie przekraczała wówczas 600 kcal7. Minimum energetyczne niezbędne do przeżycia wynosi 1000 kcal. W tej sytuacji jedyną możliwością zdobycia żywności stał się przemyt i handel z mieszkańcami okolicznych wsi. Potwierdzają to zgodnie wszyscy żyjący świadkowie. Jeden z nich mówi wprost: tu dopiero wiedzieli, że żyją! Życie to im wszyscy sprzedawali. I Polacy – i Niemcy! W początkowym okresie istnienia getta Żydzi mieli na tyle dużo przechowanych pieniędzy, iż zakup żywności wiązał się raczej z trudnościami technicznymi związanymi z jej przemyceniem przez granicę getta. Polacy sprzedawali głównie chleb, mąkę, ziemniaki – ale i również jajka, kury i króliki. Być może sporadycznie sprzedawano także kozy. Handlowano wszystkim, gdyż rabini8 zezwolili na jedzenie żywności nie koszernej.
Jeden ze świadków wspominał, że zamieszkujący Czachulec Stary rolnicy niemieccy sprzedawali Żydom wieprzowinę. Zeznanie to może szokować. Żydzi przecież nie jedzą wieprzowiny z powodów religijnych. Jednak musimy pamiętać, że głód tworzył nowe prawa. Najważniejsze z nich brzmiało: Przeżyć! Przemyt ułatwiały liczne lasy i zarośla, a także polityka okupanta umożliwiająca rolnikom obrabianie pól znajdujących się na terenie getta. Toczyła się wojna i nie można było pozwolić, żeby ziemia pozostawała nie obrobiona. Żyjący świadkowie zgodnie twierdzą, iż wystarczyło w sezonie mieć na ramieniu narzędzia rolnicze (kosa, grabie, widły itp.), aby spokojnie udać się na teren getta pod pozorem wykonywania prac polowych na pozostawionych tam zagonach. W koszach, wozach lub na taczkach pod warstwą trawy lub słomy chowano wówczas żywność.
Z nadejściem zimy kolejnym poważnym problemem stało się zdobycie opału. Ponieważ na terenie getta było dużo lasów, Żydzi ratowali się przed zimnem wyrąbywaniem i spalaniem w pozostawionych przez gospodarzy piecach dostępnych drzew. Świadkowie do dziś wspominają: wtedy to nie były takie zimy jak teraz! Mróz to był ponad 20 stopnie, a śniegu na chyba na metr napadało!
Najwięcej ściano brzozy, gdyż ta paliła się nawet mokra: Pamiętam, że za domem były takie ładne brzózki. To oni wszystkie przez zimę ścieli. Musieli czymś palić, żeby nie zamarzli. Niemcy nic im nie dali. Myśleli, że sami się z głodu wykończą. Wspomnienia świadków są podobne.
Żydów przywieźli na jesień. Na wykopki. Żydzi z getta do nas przychodzili i handlowali. I rzeczami, i garnkami, i czym tylko. (…). Co by nie było, to wszystko oddawali za żywność. Przychodziły Żydówki i handlowały.(…). Żandarmeria była w Tokarach. Na koniach jeździli. Siwe te konie były. Wszyscy się ich bali. Jak zobaczyli, że jadą, to w ostatnie dziury się chowali. Najgorszy to był taki jeden, co na białym koniu jeździł. (…). Dlatego handlowali zwykle w nocy. Jakby ich złapali, to i Polak by dostał, i on by dostał. Zwykle dostaliby pały. Bo ci Niemcy ciężko bili. Bili bezlitośnie! Wszystko zależało jakie było przestępstwo. Zależało od tego, czym handlowali. Co innego było za kurę, a co innego za kozę. Kurę to Niemiec zabrał, i jeszcze trzeba było dopłacić do kury, bo kara była. Ojciec mi opowiadał, że sprzedał Żydowi kurę i niósł mu tą kurę. Wtedy sołtys Ulert go złapał. Dziadek dostał parę wykopców za to, że tą kurę zahandlował. Ulert mu powiedział, żeby był to pierwszy i ostatni raz, bo się znajdzie w Oświęcimiu. Nie był taki zły Niemiec. Wiele z Polakami nahandlował. Wszyscy chcieli żyć. Tą kurę musiał zabrać z powrotem a te pieniądze to ten Ulert mu zabrał. Koza to było już grubsze przestępstwo. Handlowało się z nimi. Kozę się im sprzedało, kury, jajka. Te kozy żeśmy przeprowadzali lasami, tam gdzie zarośnięte było. Żydzi sami bali się przeprowadzać. Na granicy getta były słupy. Tak co 10 metrów był taki słup wbity, i to była granica. Tu po drodze marcjanowskiej aż do Czachulca, potem Młodzianów – to wszystko było wypalowane. Na Pachcie rozgranicznik był na tej wysokiej górze. Na tej górze były krzaki, to tam można było się ukryć. To my żeśmy tam przeprowadzali te kozy. Najwięcej było Żydów u Janickich. Mogło tam być kilka rodzin. (…). Polacy byli wysiedleni. U nas mieszkali Karbowski i Jarychówna. Był to Józef Karbowski i Marysia Jarychówna. Był to 41 rok na jesień, kiedy Niemcy ich wysiedlili. Pamiętam że jak ich przywieźli, to przez jesień i zimę do marca byli. Zimą dużo handlowali. W każdą sobotę Polacy chodzili palić ogień. Ja też czasem chodziłem. Tam było wszystko w kuchni uszykowane. Nawet zapałki były. Tylko się podeszło i podpaliło. Wyszła Żydówka i dała za to parę „kopiejek”. I poszło się dalej. Do następnej rodziny. Jak żeśmy chodzili we dwóch, to się szło co drugi budynek. Na zmianę. Najwięcej to Józef Karbowski chodził. Chodził też Zenek Kowalczyk, Osiewala Edek. Edek najstarszy był z nasz wszystkich. (…). Zwykle w jednym budynku były 2 rodziny. Ale było i więcej też. Jak dom był większy, to było ich więcej. Żydzi mieli dużo pieniędzy. Każdego Żyda z rodziną przywieźli na wozie. Były to żelazne wozy. Byli tam i dentyści i inni. Na Nowym Świecie był dentysta. I bardzo dobry to był dentysta, bo mój ojciec tam potajemnie chodził i zęby robił. I dobrze mu te zęby zrobił. Długo je miał i bardzo chwalił, że takie dobre. Krawcy też byli. To już było w 42. Pamiętam, bo w 41 Niemcy zrobili scalanie gospodarstw. My byliśmy dołączeni do Mazurka, Jaśkiewicza i Dzikowskiej. Mazurek poszedł na Marcjanów, a tam zamieszkał Niemiec. Ja zostałem u Niemca do pasienia krów. (…). Niemcy pozwalali Polakom chodzić na swoje pola. Wystarczyło, żeby mieć kosę lub grabie, i można było iść na pole. Żandarmi jak widzieli, że idziemy do roboty, to nic nie mówili i pozwalali przejść. Zeznania uzupełnia inny świadek tamtych dni: Też na Żabińcu u Bukowieckiego byli bogaci kupcy. Materiałami handlowali. U Bukowieckiego na strychu był cały magazyn. To tam do nich się chodziło materiały kupować: na pościel i na koszulę. Jak się wojna skończyła, to Bukowiecki sobie od razu sklep postawił. Trochę pomagałem w tym sklepie, bo mnie Bukowiecki do pracy najął. (…) Kolejne wspomnienia uzupełniają się, dodają nowe szczegóły: Żydzi przychodzili z getta do Polaków, bo przecież nie mieli czym żyć. To z tymi Polakami handlowali. Pamiętam jak Niemcy jeździli i zabierali dzieci takimi wielkimi samochodami. Dzieci zabrali najpierw. Później jak ich niszczyli, to popędzili ich do szkoły na Czachulcu. Tam byli zamknięci i czekali za samochodami. Pamiętam, że przyszedł taki wielki, długi, czarny samochód. Całe mnóstwo do środka tych Żydów weszło, i pojechał. Tam w pobliżu pasłam krowy, to widziałam. Niemcy nic nam nie mówili. Tam byli niemieccy żandarmi. Mieli wysokie buty, takie po kolana i szerokie spodnie. Do kolan sznurowane, a później takie szerokie. I na głowach takie wywinięte czapki. Mieli takie wejrzenie, że wszyscy się bali. Żandarmi byli w Tokarach. Jeździli na koniach. W Skarżynie była patrolka. Też tam byli Niemcy, ale tacy kalecy, co z wojny wrócili. Byli to tacy wojenni Niemcy, co nie byli zdolni do wojny. Pamiętam też, że były polskie dzieci spisywane do 4 lat. Spisywał to Bukowiecki Bolek. On się przepisał na Niemca. To było kawał szpicla! Pamiętam też jak nas zabierali do Kowali. Tam rentgen był i musieliśmy wszyscy się prześwietlić. Patrzyli, czy zdrowi byliśmy9. Później mówili, że ci chorzy, to mieli iść do obozu. Zdrowi mieli być do roboty.
Oczywiście wszystkie kontakty z Żydami związane były z poważnym niebezpieczeństwem. Na terenie Gminy Kawęczyn powszechnie znana jest historia Grzywacza z Wojciechowa – rolnika który przyłapany został na niesieniu pomocy: Grzywacz to jechał wozem. Bo on w Tokarach był. I widział jak szła na nogach Żydówka. To on ją zabrał na ten wóz i ją wiózł. Ale tą drogą jechał też niemiecki żandarm. Jak zobaczył że ten wiezie tą Żydówkę, to kazał mu zejść z tej furmanki i zabrać tą Żydówkę na plecy. Na barana… I tak kazał mu iść aż do Czachulca – tam gdzie ta Żydówka mieszkała. To 5 albo 6 km km było. I też żandarm jechał obok i pilnował żeby ten nią niósł. To podobno było kawał baby! Ja to znam z opowiadań, jak mój ojciec mówił… Więc jak doszedł do Czachulca to był tak wyczerpany, że najpierw na nogi mu padło, a potem umarł.
Trudno obecnie ustalić ilu Żydów mieszkało na terenie getta. Uwzględniając jednak źródła żydowskie prawdopodobna początkowa liczba mieszkańców wynosiła ok. 3,7 tys. Żyli w okropnych warunkach. W każdej chłopskiej chacie mieszkało kilka rodzin. Jeden ze świadków wspomina o gospodarstwie, w którym umieszczono 18 rodzin. To była chyba rekordowa liczba. Mieszkały one nie tylko w domu, ale i w stodole, oborze oraz kurniku.
Już po trzech miesiącach funkcjonowania teren getta uległ zmniejszeniu, gdyż jeszcze w grudniu 1941 roku doszło do pierwszej selekcji jego mieszkańców10. 4 listopada Herszel Zimnawoda otrzymał polecenie sporządzenie listy Żydów niezdolnych do pracy. Mieli się na niej znaleźć dzieci poniżej 12. roku życia oraz dorośli powyżej 65 lat. Lista sporządzana była przez wiele dni i kilkakrotnie przepisywana. Zimnawoda nie chciał brać na swoje sumienie odpowiedzialności za wytypowanych Żydów. Dlatego poprosił o pomoc rabinów. Ostatecznie Rada Starszych wraz z rabinami wybrała 1100 osób. Prawdopodobnie w tym czasie wielu bogatszych Żydów uciekło z terenu getta do żydowskich rodzin w gettach w Koźminku oraz w Warcie. Wiemy o tym ze wspomnień Waldmana oraz Zajfa. Świadkowie wspominają, że te wszystkie żydowskie rodziny po selekcji powróciły do „Czachulca”11.
W niedzielę, 7 grudnia o godzinie 22ej hitlerowcy otoczyli getto, a wszyscy jego mieszkańcy popędzeni zostali do wsi Bielawki. Do tej akcji wykorzystano oddziały SS i SA. W Bielawkach Żydzi czekali na placu do poniedziałku. Część z nich schroniła się w stodole. O 6ej rano wszystkich wyprowadzono na pole i oddzielono kobiety od mężczyzn tworząc dwa szeregi. Tak stali do godziny 8ej, kiedy to przybył Wiceprzewodniczący Rady Miejskiej w Turku, Schteis. Dopiero teraz nastąpiła selekcja, w czasie której rozłączano rodziny. Przeznaczonych na śmierć zapędzono do kościoła w Dobrej12. Niemcy w praktyce nie wiele robili sobie z listy Zimnawody i sami dokonywali wielu zmian wśród wytypowanych. Decyzję podejmował niemiecki lekarz Knabe. Sugerował się przy tym jedynie wyglądem osoby. Po części takie postępowanie było skutkiem braku wielu osób, które wcześniej zostały umieszczone na liście – a następnie ukryły się lub uciekły do Warty. Dla żandarmerii nie liczyło się nazwisko – ważne było, żeby ogólna liczba wyselekcjonowanych więźniów się zgadzała. Za porządek podczas selekcji odpowiadali: Herszel Zimnawoda, Eliasz Bykowski oraz Mordechei Strykowski.
W dobrskim kościele przetrzymywano ich do 14 grudnia13. Warunki były straszne: bez wody, praktycznie z głodowymi racjami żywności, do tego bez możliwości skorzystania z jakichkolwiek urządzeń sanitarnych. Wszystkie potrzeby naturalne musiano załatwiać wewnątrz kościoła. Panował więc niesamowity zaduch.
Świadkowie wspominają tamten grudzień: Kiedy przywieźli Żydów do kościoła, to miałem 9 lat. To z Czachulca ich przywieźli. Mieszkaliśmy w tym samym miejscu, tylko w starym budynku. Tu u nas były 4 rodziny. W każdym pokoju była jedna rodzina. Starzy pod kościół nie chodzili, bo nie było wolno. Ale ja z braćmi to żeśmy podglądali. Ze strychu było wszystko dobrze widać. (…). Tam był szczyt z desek, to nawet ojciec z nami wchodził. Niemcy ich tam kilka dni trzymali. Było już zimno. Potem przyszły ciężarówki i ich zabrali. Podjazd był wtedy pod sam kościół. Samochody podjeżdżały pod samą dzwonnicę. Nie pamiętam, już jak wyglądały. Ich tam prawie na siłę w tych samochodach upychali. Jednemu to się udało wtedy uciec… Kilku umarło nawet, to ich tu na tym kirkucie pochowali. Teraz to tam las rośnie.(…). Jak ich wywieźli, to nas później Niemcy wzięli do sprzątania. Tam nas dużo sprzątało. Nawet straż z pompą przyjechała i tą wodę na posadzkę pompowali. Tu w rynku była kiedyś studnia, to z niej wodę brali. W tym kościele było strasznie brudno. On cały był zabrudzony, bo tam w środku to się przecież załatwiali.
Podczas pobytu w kościele jeden z więźniów został postrzelony przy nieudanej próbie wyważenia drzwi: W tym kościele wybrali 4 takich starszych Żydów i dali im na ręce takie przepaski. To oni mieli Niemcom pomagać. To byli tacy żandarmi żydowscy. Pamiętam, że w tym kościele miała wybuchnąć rewolucja. Te główne drzwi to te zamknięte Żydy chcieli wyłamać. To ten żandarm, co pilnował strzelił z karabinu w te drzwi. Kula przeszła przez te drzwi i jednego Żyda zraniła w brzuch. To go potem wynieśli i kazali zanieść do jednego budynku. Nie pamiętam już, do którego. To tam ten Żyd tak długo się męczył, aż nie umarł, bo pomocy mu żadnej nie dali. (…). To było już pod koniec roku, bo już zimno było. Udało się ustalić nazwiska strzelającego żandarma i jego ofiary, Byli to Güsler oraz Citner. Wewnątrz kościoła ciągle słychać było płacz kobiet. Tych, którzy zmarli, przenoszono do zakrystii. Rano podjeżdżały pod nią furmanki, na które wynoszono zwłoki. Chowano je na żydowskim cmentarz, który zlokalizowany był poza miastem, przy drodze na Błaszki.
13 grudnia rozpoczęło przewożenie więźniów do obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem. Wywóz trwał 2 dni. Wśród samochodów używanych do transportu były również ciężarówki z komorami gazowymi14. Jeden z mieszkańców Dobrej opowiada o tym następująco: Potem przychodziły ciężarówki, takie pod blachą – te budy blaszane mieli. To tych Żydów w nich upychali. Te żandarmy żydowskie to musieli jeszcze Niemcom pomagać. Żyd Żyda ładował! I ich wywieźli. Mówili, że oni do Chełmna mieli jechać. A potem, to ich w tych samochodach zagazowali. To potem Niemcy brali ludzi do sprzątania kościoła. Różni tam chodzili. I dzieci, i dorośli. To tego po nich doczyścić nie można było. A smród jaki był! To tam wszystko było zas…e, bo przecież nie wolno było im wychodzić. To musieli się tam w środku załatwiać. (…).
Po tragedii w Dobrej hitlerowcy zmniejszyli obszar zajmowany przez getto. Dzięki temu już na wiosnę 1942 roku część wysiedlonych Polaków mogła powrócić do swoich domów. Wrócili na przykład mieszkańcy Pachtu i Marcjanowa, które to wioski położone były na obrzeżach getta. Pozostali przy życiu Żydzi wegetowali do lipca 1942 roku. W tym czasie starali się zachować pozory „normalności”. Kultywowali swoje tradycje oraz praktykowali obrzędy religijne. Przestrzegano sabatu i nakazanych świąt. Na podstawie relacji świadków można więc przyjąć, że wielu Żydów starało się do końca pobytu w getcie – albo tak długo, jak było to tylko możliwe, przestrzegać zasad prawa mojżeszowego.
W domu Galewskich mieszkający tam rabin urządził dom modlitwy. Tu w naszym zabudowaniu to mieszkał rabin. No i te jego książki, to wszystko się zostało. Tu, u nas. Te książki to były wszystkie żydowskie. Mój tata to mówił, że to wszystko było poświęcane. Kazał mi to wszystko wywieźć koło wiatraka, bo to ludzie roznosili po ustępach, a to jednak było poświęcane i tata nie mógł na to patrzeć, i kazał mi to spalić. Cały dzień te książki się paliły, to wszystko ja spaliłem. Tyle ich było, że taczkami je woziłem. (…). Teraz to by jakąś wartość miało! Kiedyś byłem w sobotę, jak się modlili. Takie rzemienie pozakładali na czoło, i tak się kiwali. Do tych rzemieni to takie pudelka były przymocowane15. Jak my wrócili do domu, to całe stosy tego były. To my to wszystko toporkiem porozbijali. W czasie istnienia getta Niemcy kilkakrotnie wywozili niewielkie transporty Żydów do obozów pracy poza powiat16.
Początki 1942 roku były szczególnie trudne. Getto oraz sąsiednie wsie nawiedziła epidemia tyfusu. Niemcy panicznie się jej bali. Z zeznań świadków wynika, że jeśli na drzwiach polskiej chałupy widniał napis poświadczony przez lekarza: tyfus – żaden Niemiec nie miał odwagi przejść jej progu. Na terenie getta epidemia pochłonęła kilkadziesiąt ofiar. Ocenia się, że około 50-u. Wszyscy zmarli zostali pochowani na zbiorczym cmentarzu.
Z początkiem czerwca 1942 nastąpiły gwałtowne represje. Zastrzelono wówczas dwie Żydówki pochodzące z Turku. Były nimi Bela Rourówna i Estera Krokocka. 17 czerwca we wsi Dzierżbotki–Cegielnia doszło do masowej egzekucji. Na oczach całej społeczności żydowskiej powieszono wówczas 10 mężczyzn: Żandarmeria spędzała wszystkich ludzi z okolicy, a policja żydowska musiała wszystkich Żydów, a nawet dzieci wypędzić na plac, grożąc rozstrzelaniem. I tak rozpoczęło się to dzikie widowisko, w którym komendant milicji żydowskiej wraz z milicjantami byli katami17. Nachum Zajf wspomina, że egzekucja miała miejsce o godzinie dziewiątej. Ciała pomordowanych Niemcy pozwolili zdjąć dopiero o siedemnastej. Dużą aktywnością we współpracy z hitlerowcami odznaczyła się wówczas „policja” żydowska. Koszty egzekucji opiewające na kilka tysięcy marek musiała pokryć żydowska administracja getta. Jak zeznają świadkowie, skazańcy zostali złapani podczas próby ukrycia się w trakcie łapanki i uniknięcia przymusowej wywózki. Jako oficjalny powód egzekucji podano uchylanie się od pracy. Inne źródła podają egzekucję jako formę represji po udanej ucieczce z getta czterech Żydów18. Na górze na Młodzianowie mieli szubienicę zrobioną. Było tam podobno z dziesięciu Żydów powieszonych. Nie pamiętam już. To był pokaz dla ludzi. Zbierano ludzi i im pokazywano, można tam było iść. Nie wiem za co ich powiesili. Żydów też na ten pokaz dużo naszło. Był tam rabin, powiedział swą przemowę i ich powiesili. Opowiadali, że niektórzy to od razu zginęli, ale byli tacy, co długo tymi nogami ruszali. Potem Żydzi ich zdjęli i ich tam pochowali. Tam zaraz taka góra była, to na tej górze ich pochowali. Tam sam piach był, to tam nic nie rosło. Egzekucję potwierdzają kolejni świadkowie. Była szubienica, pętle już na nich czekały. Pod szubienicą była taka drewniana ławka. Wchodziło się na nią po schodkach. Policja też była żydowska. Ta żydowska policja miała z przodu żółtą gwiazdę, Na rękawach mieli opaski. Te gwiazdy z daleka się żółcili, jak szli. Dużo Żydów miało tą gwiazdę, ale nie wszyscy. Wieszali ich chyba po 5. Jak ich powiesili, to zabrali ich na górę i tam pochowali. Pętle na szyję skazańców zakładał zastępca komendanta – Eliasz Bykowski. Sam komendant zmuszony został do oficjalnego potępienia ucieczki19. Powieszonymi byli:
1. Nucman Mojsze – Turek,
2. Lewkowicz Hamel – Turek
3. Lijek Icek Ide – Uniejów
4. Jakubowicz Marian – Uniejów
5. Podchlebnik Macher – Dobra,
6. Trzaskala Szymon – Dobra,
7. Gelbart – Tuliszków,
8. Klein – Koło,
9. Fulkowski – Pęczniew.
Dziesiątą ofiarą był prawdopodobnie Noiman z Turku.
Dramatyczne wydarzenia wspominają naoczni świadkowie: Tu ich brali w samiutkie żniwa. Ja byłem też na tej Cegielni, gdzie ich wieszali. Ja to widziałem! Ze mną tam był z Nowego Światu Gienek Suchorski, ale on już nie żyje. To była taka długa belka, a na niej 12 pętli. I była taka deska do stania. Te pętle to im Żyd zakładał. Było tam 3 żandarmów. I jak ten Żyd pozakładał im te pętle, to jeden żandarm policzył ein, zwein, drei i karabinem podbił tą nogę, i oni się powiesili. Te 2 Żydówki zabili wcześniej na Nowym Świecie. Dlatego tylko 10 Żydów powiesili. Powiesili ich, bo się ukrywali od roboty, bo Żydów brali do roboty, do niemieckich zakładów. Jak ich powiesili, to się zrobił płacz i krzyk, bo na to Żydzi musieli patrzeć. Jak ich zdejmowali to nie wiem, bo poszedłem do domu. Trudno obecnie ustalić szczegóły egzekucji… Wspomniany Jakubowski podaje, że przed wykonaniem wyroku skazańcy przesiedzieli 3 tygodnie w więzieniu w Dzierżbotkach. Skazańcom związano ręce i nogi i tak na wozie ich przywieźli. Przy zdejmowaniu skazańców z wozu rozwiązano im nogi, ręce zostały związane. Każdy z nich krzyczał co chciał na Niemców, bo i tak był stracony20. Potwierdzają to również Polacy: Przyjechała taksówka z 4 Niemcami. To byli Niemcy w czarnych ubiorach. U kogoś były w oborze zamknięte 2 Żydówki. Niemcy wypuścili je z tej obory i kazali iść. Żydówki krzyczały. Wtedy żandarm pociągnął z automatu. Jedna Żydówka to od razu padła, a ta druga to jeszcze żyła i krzyczała i się jeszcze mocno ruszała. To ten żandarm podszedł bliżej i jej pociągnął serię. Niemcy potem zaglądali im w zęby i ręce. Pewnie złota szukali! Potem wsiedli w samochód i odjechali. To była taksówka. Na Kowale pojechali.
Według Waldmana skazańcy wisieli przez 24 godziny. Dopiero następnego dnia Niemcy pozwolili na zdjęcie i pochowanie ciał. Po tym wydarzeniu nastrój w getcie zdecydowanie się pogorszył. Niektórzy Żydzi przeżywali załamanie nerwowe. Dochodziło do samobójstw – skakano np. do studzien. 15 lipca Niemcy złapali i wywieźli w nieznane 10 mężczyzn. Prawdopodobnie dostali się do komanda, którego zadaniem było kopanie zbiorowych grobów21. Tragedia dopełniła się w dniu 20 lipca 1942 roku. Już o godzinie 18.30 w świetle reflektorów rozpoczęto zapędzanie Żydów do jednego punktu zbornego. Pieszo przebyli kilkukilometrową drogę. Niemcy odznaczyli się wówczas znaczną brutalnością. Opóźniający marsz słabsi więźniowie byli bici. Następnie ustawiono ich po obu stronach drogi. Kazano wystąpić chorym i starcom. Doszło wówczas do zbiorowego mordu. Podczas akcji zastrzelony został lekarz Stein Szmulko, który nie chciał pozostawić swych chorych. Zamordowano także członków Żydowskiej Policji.
Zginęli wówczas:
1. Zamulek Stein – Uniejów
2. Lenczycki Szlomo – Uniejów
3. Lajb Czelnik z żoną – Uniejów?
4. Warcki Luzer z żoną – Turek;
5. Lisak – Turek;
6. Szczeciński Menachem – Turek;
7. Berkowicz Gitel – Turek;
8. Lubiński Chanoch – Turek;
9. Lewinowa – Turek;
10. Katar Mordechai – Turek;
11. Fajwisz Mendel – Turek;
12. Berger Abraham – Uniejów;
13. Eliasz Szlomo – Turek;
14. Jakubowicz – Turek;
15. Deser Jakub – Turek;
16. Zalberg Issaschar – Turek;
17. Friedland Yeszaya – Brudzew;
18. Bild Josef – Turek;
19. Machnicki – Turek;
20. Trzaskała Samuel – Turek;
21. Tauba Abraham – Tuliszków
Waldman wspomina, że Lenczycki z dzieckiem musiał sam wykopać dla siebie dół, przed którym go później zastrzelono. Poza relacją Walkmana nie ma innych dowodów na dokonanie zbiorowego mordu. Okoliczni mieszkańcy wsi nie zostali dopuszczeni w pobliże miejsca egzekucji. Okupantom zależało na ukryciu zbrodni, gdyż jej ujawnienie mogło negatywnie wpłynąć na nastroje Żydów w getcie łódzkim.
Mieszkańcy getta zostali załadowani do czekających na nich na placu obok polskiej szkoły w Dzierżbotkach–Cegielni samochodów.
Tych nielicznych Żydów, co pozostali – w liczbie 180–19022 osób skierowano do getta w Łodzi23, a po jego likwidacji do Oświęcimia24. Waldman wspomina o powołaniu specjalnego komanda, którego zadaniem było „posprzątanie” terenu getta przed powrotem na jego teren autochtonicznej ludności. Miało ono składać się z 50 mężczyzn. Widawski podaje większą liczbę – 139 osób25. Ich zadaniem było przeniesienie w jedno miejsc wszystkiego, co dla okupanta przedstawiało jeszcze jakąś materialną wartość. Odnajdywali więc i transportowali do chłopskich chat i stodół ubrania, buty, czapki, narzędzia (np. maszyny do szycia) – słowem wszystko, czego ich rodziny i przyjaciele nie zdołali ukryć. (…) A na drugi dzień znowu krowy tam pognał, to Żydów nie było a on chodził po tych pustych budynkach. Wśród Żydów byli rozmaici fachowcy. Dużo po nich maszyn było. Były to maszyny do szycia. Walaszczyk mówił, że wszedł do jednego gospodarstwa, to tam całe mieszkanie było pełne czapek. On sobie te czapki przymierzał i jaką najlepszą sobie wybrał. Mówił, że w tej miejscowości było dużo maszyn do szycia. Wszystkich, to razem może ze 20.
Dopiero po kilku dniach całe to zrabowane „dobro” zostało załadowane na ciężarówki i wywiezione na potrzeby Rzeszy. Rzeczy, które dla okupanta nie przedstawiały większej wartości, zostały pozostawione na swoim miejscu. Później okazało się, że dla biednego, polskiego chłopa nadal były atrakcyjne materialnie. Dlatego większość została przez nich przywłaszczona.
——-
PRZYPISY
1 Z. Piechota, Likwidacja skupisk żydowskich w byłym powiecie tureckim i kolskim, Zespół Naukowo-Badawczy d.s. Eksterminacji Żydów na Ziemiach Polskich Wcielonych do III Rzeszy przy Okręgowej Komisji BZH w Łodzi – Instytut Pamięci Narodowej, materiały na sesję naukową W 45 rocznicę zagłady skupisk żydowskich w „Kraju Warty”, Zduńska Wola, 23. X. 1987, s. 159.
2 Zeznanie Nachuma Zajfa z Tuliszkowa.
3 Zob. Cz. K. Łuczak, s Eksterminacja ludności powiatu tureckiego, w: Rocznik Wielkopolski Wschodniej, t. 4, red. A. Nowak, Poznań 1976. s. 78.
4 Zeznanie Nachuma Zajfa z Tuliszkowa, ur. 1908 r. Wg Waldmana było ich 12.
5 D. Jakubowicz, oryginał zeznania w archiwum ZIH, syg. 301/2243.
6 Zob. Cz. K. Łuczak, Eksterminacja ludności powiatu tureckiego, dz. cyt., s. 79.
7 J. Baranowski, Martyrologia i zagłada Żydów na obszarze rejestracji łódzkiej w latach 1939-1945. Maszynopis złożony w Muzeum Rzemiosła Tkackiego w Turku. Rok powstania nieznany.
8 Byli to: Pincze Wajs Turku, Isucher Dow Beer z Dobrej, Lewental z Uniejowa oraz nieznany z nazwiska rabin z Władysławowa. Najważniejszym z nich był Isucher Dow Beer z Dobrej.
9 Namiestnik Rzeszy w „Kraju Warty” A. Greiser już od 16 sierpnia 1940 roku nakazał rejestrację wszystkich chorych na gruźlicę, a w grudniu 1940 roku wystąpił do ministra spraw wewnętrznych Rzeszy z projektem utworzenia dla nich obozu odosobnienia. Później zamiar ten miał zostać zrealizowany w obozie w Chełmnie nad Nerem. Dotyczył on około 35 tyś. chorych. Niemcy zrezygnowali z jego realizacji w obawie przed reperkusjami międzynarodowymi. Por. E. Serwański, Wielkopolska w cieniu swastyki, Warszawa 1970, s. 193; por. E. Serwański, Obóz zagłady w Chełmnie nad Nerem, Poznań 1964, s. 19, 34-36.
10 D. Dąbrowska, Zagłada skupisk żydowskich „Kraju Warty” w okresie okupacji hitlerowskiej, Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego, 1955 nr 13/14. s.133.
11 Wspominał o tym w swoich zapiskach jeszcze jeden z ocalałych Żydów, którego nazwiska nie udało się ustalić.
12 D. Dąbrowska, Zagłada skupisk żydowskich…. dz. cyt., s. 137-138. Por. Cz. Łuczak, Dzień po dniu…, dz. cyt., s. 167.
13 Data podana na podstawie zeznań świadka. Cz. K. Łuczak podaje, że do 19 grudnia. Zob. Cz. K. Łuczak, Eksterminacja ludności powiatu tureckiego, dz. cyt., s. 81.
14 S. Stasiak, Dobra – zarys dziejów miasta, Konin 1994, s. 21.
Zdzisław Lorek z Muzeum w Chełmnie n/Nerem podważa to twierdzenie. Wg niego samochody krążyły jedynie w bliskiej odległości od obozu. Nie wyjeżdżały w teren. Ich awaryjność była zbyt wysoka – psuły się zwłaszcza silniki. Wyglądały podobnie do samochodów do przewozu mebli – stąd ludność wiejska je myliła.
15 Był to tzw. Tefilin, czyli 2 skórzane pudełeczka z przymocowanymi rzemykami, zawierające zwitki pergaminowe z 4 cytatami z Tory: z księgi „Szmot” i „Deworim”. Tefilin mężczyźni po ukończeniu 13 roku życia przytwierdzali podczas modlitw do czoła i lewego przedramienia .
16 Zob. Cz. K. Łuczak, Eksterminacja ludności powiatu tureckiego, dz. cyt., s. 81.
17 Jakub Waldman, Opis tragedii chełmińskiej, Dokumenty i Materiały do Dziejów Okupacji Niemieckiej w Pol-
sce, t. II, „Akcje” i „Wysiedlenia”, cz. I, opracował dr Józef Kermisz, Warszawa-Łódź-Kraków 1946, s. 218.
18E. Makowski, Cz. Łuczak, Dzieje Turku, dz. cyt s. 258.
19 Zob. Cz. K. Łuczak, Eksterminacja ludności powiatu tureckiego, dz. cyt. s. 80.
20 D. Jakubowicz, oryginał zeznania w archiwum ZIH, syg. 301/2243.
21 Tak wspomina Waldman. Rel. z 24.05.1945. Arch. Yad Vashem.
22 Jakub Walkman podaje liczbę 100 Żydów bezpośredni wywiezionych do łodzi oraz 50, którzy pozostali celem posprzątania terenu getta. Jehuda Widawski wspomina o 139 Żydach.
23 Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, Rada Ochrony Pomników Walki i Męczeństwa, Obozy hitlerowskie na ziemiach polskich 1939-1945. Informator encyklopedyczny, hasło: Kowale Pańskie, Warszawa 1979, s. 247.
24 Zob. Cz. K. Łuczak, Eksterminacja ludności powiatu tureckiego, dz. cyt., s. 82.
25 Jehuda Widawski, Mój Turek – wspomnienia, w: Konińskie Zeszyty Muzealne, t. 4, Konin 2008. s. 63.
BIBLIOGRAFIA
- Dąbrowska D., Zagłada skupisk żydowskich „Kraju Warty” w okresie okupacji hitlerowskiej, Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego, 1955 nr 13/14.
- Łuczak Cz., Dzień po dniu w okupowanej Wielkopolsce i Ziemi Łódzkiej (Kraj Warty), Poznań 1993.
- Łuczak Cz., Makowski E., Dzieje Turku, Poznań 2002.
- Łuczak Cz. K., Eksterminacja ludności powiatu tureckiego, w:Rocznik Wielkopolski Wschodniej, t. 4, red. A. Nowak, Poznań 1976.
- Stasiak S., Dobra – zarys dziejów miasta, Konin 1994.
- Piechota Z., Likwidacja skupisk żydowskich w byłym powiecie tureckim i kolskim, Zespół Naukowo-Badawczy d.s. Eksterminacji Żydów na Ziemiach Polskich Wcielonych do III Rzeszy przy Okręgowej Komisji BZH w Łodzi – Instytut Pamięci Narodowej, materiały na sesję naukową w 45. rocznicę zagłady skupisk żydowskich w „Kraju Warty”,Zduńska Wola, 23. X. 1987.
- Jakub Waldman, Opis tragedii chełmińskiej, Dokumenty i Materiały do Dziejów Okupacji Niemieckiej w Polsce, t. II, „Akcje” i „Wysiedlenia”, cz. I, opracował dr Józef Kermisz, Warszawa-Łódź-Kraków 1946.
- Jehuda Widawski, Mój Turek – wspomnienia, w: Konińskie Zeszyty Muzealne, t. 4, Konin 2008.
Nazwiska świadków do wiadomości autora.