ŚLESIN (LICHEŃ). VII Pielgrzymka Konna z Trzebnicy
Dwunastu jeźdźców na swoich wierzchowcach przybyło 27 czerwca do Sanktuarium Matki Bożej Licheńskiej w ramach VII Konnej Pielgrzymki z Trzebnicy do Lichenia. W ciągu sześciu dni jeźdźcy pokonali ponad 220 km przemieszczając się bezdrożami i leśnymi duktami. Konni pielgrzymi rozpoczęli swoją podróż już w piątek, 22 czerwca, z Sanktuarium św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy. W Licheniu zameldowali się w środę ok. godz. 13:00. „Na naszej dolnośląskiej ziemi próbuję gromadzić środowisko koniarzy i dla nich właśnie jest organizowana pielgrzymka do Lichenia” – wyjaśnił ks. Krzysztof Dorna, który zorganizował tę nietypową pielgrzymkę.
Jego zdaniem tegoroczna pielgrzymka, dzięki pięknej pogodzie, była jedną z bardziej udanych. „Trasa trwała 6 dni. Pierwszy dzień jest krótszy, bardziej uroczysty. Dziennie mieliśmy do przejechania ok. 45 km. W tym roku nie mieliśmy żadnych problemów z końmi. Były bramki weterynaryjne, na których weterynarze mieli kontrole. Na szczęście nie trzeba było wzywać weterynarza do jakiejś interwencji ani kowala, więc jest za co Panu Bogu dziękować”.
Warto dodać, że ks. Krzysztof Dorna w trakcie całej podróży nosił specjalnie zaprojektowaną sutannę do jazdy konnej. Jej nietypowość polegała na tym, że dzięki zastosowaniu rzepów mógł bez problemu wsiadać i zsiadać z konia i pokonywać kolejne kilometry wierzchem. Trasa wiodła głównie ścieżkami leśnymi i polnymi, dzięki czemu pielgrzymi mogli podziwiać piękną, letnią już, przyrodę. „Są trasy, przez które musieliśmy przejechać, ale mieliśmy zabezpieczenie policji. Natomiast wybieraliśmy trasy mało uczęszczane, przeważnie dukty leśne. Tereny, po których jeździmy, to są rzeczywiście typowo końskie tereny, bo jest też dużo szlaków konnych, i po nich przeważnie się poruszamy” – powiedział Bogdan Mazur, uczestnik pielgrzymki, członek Stowarzyszenia w barwach 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich z Wrocławia.
W tym roku wśród 12 jeźdźców było aż 7 pań. Jedną z nich była Anna Chrząszcz, która przybyła do Lichenia po raz pierwszy: „Nie czuję w ogóle zmęczenia. Przeżycie jest fajne. Nie jest to zwykła pielgrzymka. Ludzie z reguły idą na swoich nogach, a myśmy szli na czterech nogach kochanego zwierzęcia” – dodała.
Pielgrzymi rozpoczynali dzień wcześnie rano około godz. 5.30. Najpierw oporządzali konie, a potem uczestniczyli we wspólnej modlitwie porannej. Po godz. 6.00, gdy słońce wyłaniało się za widnokręgiem, wyruszali w drogę. W ciągu dnia podczas postojów, kiedy konie odpoczywały korzystając z popasów, uczestniczyli we Mszy św. Wspólna Eucharystia była ważnym momentem dnia z uwagi na duchowy wymiar podróży.
Robert Adamczyk/Biuro Prasowe Sanktuarium