OPINIE. WIERZBINEK (BOGUSZYCE). Chodzenie też uzależnia

Okres ferii to okazja do nabrania sił, ale też poznania czegoś nowego. Takim pomysłem są rajdy turystyczne. Ilona Wiznerowicz, nauczycielka Gimnazjum im. Jana Pawła II w Boguszycach, w swoim tekście pisze na temat działalności turystycznej w tej placówce oświatowej. Okazuje się, że chodzenie też może uzależniać. Pozytywnie.

Gimnazjaliści wędrują już od 10 lat – właściwie od początku istnienia naszej szkoły. Początkowo nikt nie przypuszczał, że taka forma wycieczki może okazać się atrakcyjna dla młodzieży i nadal trudno w to uwierzyć, ale jeśli tylko pogoda na to pozwala, szesnastoosobowa grupa uczniów i dwie opiekunki ruszają w jesienne i wiosenne soboty na wyprawy, średnio pokonując pieszo około 15 km. Nie wszędzie uda się dotrzeć w ten sposób, dlatego często są to rajdy dojazdowo-piesze. Dzięki temu możemy oglądać też nieco dalej usytuowane obiekty. Sporą frajdą jest planowanie i ustalanie trasy – i dla mnie, i dla moich uczniów. Oni zbierają różne opowieści o ciekawych miejscach, a ja organizuję wyprawę. Musi być szczegółowo opracowana, ponieważ oglądanie interesujących obiektów obowiązkowo powinno być połączone z odpoczynkiem w jakim stosownym miejscu (na przykład pizzerii) i musi harmonizować z rozkładem jazdy autobusów PKS albo autokaru.

W ten sposób udało się obejrzeć śluzę wodną w Koszewie i zobaczyć, jak działa. Potem wysłuchać historii o młynie wodnym w tej miejscowości, zwiedzić zabytkowy, gotycki kościółek w Warzymowie, a następnie pałacyk w Lisewie. Inny rajd przebiegał szlakiem II wojny światowej. W trakcie oglądania bunkrów w Głębockiem młodzi Polacy mieli namacalny dowód na to, że podręcznikowy opis wojennych zmagań to nie książkowa fikcja, ale autentyczna, prawdziwa historia.

Z historią piechurzy mieli niejednokrotnie jeszcze do czynienia, na przykład podczas zwiedzania Domowego Muzeum w Świeszu. Kolejna wyprawa – do Chalna – pozwoliła na własne oczy zobaczyć grodzisko średniowieczne, a zakończyła się efektywnym grzybobraniem. Oczywiście wcześniej zabytkowy kopiec warowny musiał zostać zdobyty przy pomocy nóg i rąk. Łatwo nie było, ale opłacało się, ponieważ widok z grodziska na Jezioro Chalińskie zaparł dech w piersiach każdemu. Powrotna droga przez „Kujawskie Bieszczady” (Chalno – Kamieniec) też wywarła niesamowite wrażenie przyzwyczajonych do równinnych terenów piechurów. Innym razem zawędrowaliśmy jeszcze dalej – do Wietrzychowic, żeby obejrzeć „Kujawskie Piramidy” w Muzeum Archeologicznym. Wyprawa z Mąkoszyna, dokąd nas zawiózł autokar, prowadziła „na skróty”, przez pola i rowy, które akurat nieopatrznie ktoś wykopał na naszej drodze. Skończyło się marszem z butami w rękach.

Na długo w pamięci została też wyprawa do Rezerwatu „Kawęczyńskie Brzęki”, pewnie dlatego, że mimo półdniowego marszu nie udało się dotrzeć do celu. Trasa była wcześniej doskonale opracowana. Niestety, w trakcie rajdu nieopatrznie posłuchaliśmy dobrej rady grzybiarza: „Idźcie na szagę, będzie bliżej”. Skończyło się tam, gdzie się zaczęło – przy szkole, po kilkugodzinnym marszu po okolicznych lasach. Dopiero po tygodniu przerwy, w kolejną sobotę wytrwali i uparci piechurzy dotarli do rezerwatu. Dobrze, że przylaszczki i zawilce dopiero rozkwitały na dobre, więc w nagrodę za cierpliwość przywitał nas biało-fioletowy dywan kwiatowy.

Inną, często powtarzaną atrakcją, jest pieszy wypad do Racięcina – jedna z tańszych wycieczek, ponieważ tylko droga powrotna odbywa się w autokarze. Zawsze na umęczonych piechurach niesamowite wrażenie wywiera widok racięcińskich dębów – pomników przyrody. Z zainteresowaniem oglądają też zabytkowy wiatrak koźlak. W programie rajdów zawsze jest również wyprawa do wiatraka-kawiarni w Orlu i wiatraka paltraka we Władysławowie, dlatego chłopcy wiedzą już trochę o budowie tych zabytków. I chętnie dzielą się swoimi fachowymi spostrzeżeniami i uwagami na temat ich działania.

Zainteresowaniem cieszy się też rajd do Sompolna, połączony ze zwiedzaniem kościółka „Na Puszczy”.

Zwieńczeniem tej wyprawy jest odpoczynek przy lodziarni, ale to przecież nie główny powód atrakcyjności tego rajdu – tak przynajmniej mówią (z uśmiechem Mony Lizy na twarzy) co grzeczniejsze dziewczęta.

Długo można wymieniać jeszcze miejsca z niemałym trudem „zdobyte” przez boguszycką młodzież. Dowodem są przykurzone twarze na zdjęciach, liczne wspomnienia, perfekcyjna wiedza na temat okolicznych ciekawostek krajobrazowych i zabytków, którą uczniowie imponują na zajęciach wiedzy o kulturze w wybranych przez siebie szkołach ponadgimnazjalnych. Największym jednak powodem do dumy są te najbardziej namacalne dowody wędrówek – Odznaki Turystyki Pieszej – w stopniu popularnym i brązowym. Poszczycić się mogą nimi uczniowie, którzy przeszli 60 km łącznie, a potem 100 km. Zresztą – chodzenie też uzależnia, pewnie dlatego co niektórzy absolwenci z przyzwyczajenia pojawiają się na wrześniowych rajdach z młodszymi kolegami.

Osobliwą pamiątką po naszych wyprawach jest galeria zdjęć zabytków. Urokliwe fotografie „z klimatem”, przedstawione w formacie A4 i odpowiednio oprawione są ozdobą naszego korytarza. Każdy, kto się im przyjrzy, raczej nie oprze się urokowi naszej okolicy.