KAZIMIERZ BISKUPI. Pranie brudów u Korczaka

Korczak

Spotkanie zaproponowane przez Radę Rodziców w sprawie konfliktu w Szkole Podstawowej im. Janusza Korczaka w Sokółkach, który trwa między dyrektor Ewą Pachciarz a grupą nauczycieli, nie wyjaśniło, jakie są rzeczywiste jego przyczyny. Natomiast pokazało, że jest on bardzo silny i raczej trudny do pozytywnego wygaszenia. Czyli może być tak, że jedynym wyjściem będzie rozstanie się przez jedną ze stron z pracą w tej placówce.

Ze spotkania wynikało, że większość nauczycieli jest przeciwko dyrektor Ewie Pachciarz. Zarzuty padały różne. Jeden z nauczycieli skarżył się, że nie dostał bonów na święta, a dyrektor nie mówi mu ,,Dzień dobry”. I gdy się słuchało jego wypowiedzi, nasuwało się pytanie, jak ktoś z infantylnością na poziomie przedszkolnego dziecka może być nauczycielem. Szkoda, że jeszcze się nie rozpłakał. Padł zarzut, że w szkole nie wypłacano nauczycielom pieniędzy za zastępstwa. Nikt jakoś jednak nie podał, jaka to materialna krzywda stała się nauczycielom z tego powodu i o ile przez to stali się ubożsi. A już zupełnie dwuznacznie to zabrzmiało, gdy dyrektor przypomniała o instytucji zastępstwa koleżeńskiego (nauczyciel pracuje za kolegę, gdy ten musi wykonywać inne obowiązki, ale nie bierze za to pieniędzy).

Przez ponad dwie godziny nie padł poważniejszy argument, zarówno z jednej i z drugiej strony. I tym samym potwierdziły się słowa przedstawiciela Rady Rodziców, że zarzuty nauczycieli wobec dyrektor są za ostre i krzywdzące.

Natomiast bariera emocjonalna między obu stronami wydaje się nie do przeskoczenia, tym bardziej, że w konflikt zaangażowano instytucje wymiaru sprawiedliwości. A to prawie zawsze jest kropka nad ,,i” do rozstania. I trudno się nie zgodzić z kolejnymi słowami Rady Rodziców, że dyrektor powinien łagodzić konflikty i mieć zaufanie całego grona pedagogicznego. A tak w Sokółkach nie jest.

Nie sposób oczekiwać zmiany na lepsze po piśmie, jaki dyrektor Ewa Pachciarz skierowała do nauczycieli. Został on publicznie odczytany. Otóż dyrektor wezwała ich do przeproszenia za pomówienia, a jeżeli tego nie zrobią, zagroziła wystąpieniem z oskarżeniem prywatnym o zniesławienie. I to jest już zupełny pat. Bo dyrektor pracuje z osobami, które uważa za oszczerców. Jeżeli zdecyduje się na radykalny krok, to z nauczycielami przez długi okres będzie musiała spotykać się nie tylko w szkole, ale także na sali sądowej. A jeżeli się nie zdecyduje, będzie musiała uznać, że oszczerstwa można puścić płazem, a to raczej mało pedagogiczne.

Nauczycielka, która na spotkaniu broniła dyrektor, podkreśliła, że cała sprawa osłabia autorytet zawodu. Wyraziła też podziw dla Ewy Pachciarz za to, że z otwartą przyłbicą stara się wszystko wyjaśnić. ,,Ja bym chyba w ,,wariatkowie” wylądowała” – stwierdziła obrazowo.

is_015

Picture 1 of 18